Wchodzi w Bramę Krakowską.
Mam pytanie.
Co widzisz teraz za oknem?
Pokoju lub pociągu.
Co słyszysz? Jaką muzykę z głośników lub słuchawek – stukot kół?
Przed sobą masz jezioro – molo – cykadę – brzęk much, komarów?
W którym miejscu Parku siedzisz? Przy głównej alejce – bocznej? Przed sobą masz krzewy-drzewa a może fontannę?
Czy jedziesz autobusem miejskim – z domu – do pracy, na uczelnię?
Czy na kocyku przy basenie otwartym – na brzegu jeziorka, stawu, zalewu – leżysz na kocyku i czytasz – obok grill smaży kiełbaski, karkóweczkę?
Czy może ze słuchawkami – na max – siedzisz w pokoju akademika?
Czy w samolocie – po prostu – business trip czy na wakacje?
A może czytasz – a on leży obok Ciebie – przysypia, a Ty ma jeszcze lekko przyspieszony oddech – po seksie i tego typu. I jesteś zadowolona – bo potrafił Cię porządnie zaspokoić-wygrzmocić.
Jest w środku Bramy.
Wychodzi z Bramy.

Rzuca okiem – czy Andrzej Krawczyk jest – ostatnio – od paru lat – przy Czarciej Łapie – naprzeciwko Świętego Spokoju.
Wchodzi.
– Witam, mogę zostawić dwa-trzy egzemplarze? Bezpłatne. Żeby tak po prostu były – jakby ktoś chciał.
Chłopak – dość młody – ale z zacięciem artysty – bierze.
Facet siedzący za barem – przy piwie – robi miny, domaga się bezsłownie – a idź Pan – ja tu przyszedłem na piwo – chcę sobie spokojnie wypić piwo – i pogadać z tym młodym człowiekiem.
Oczywiście – wychodzi – dla świętego spokoju.
Najważniejsze, że zostawił. Dla kogoś – kto to?

Andrzeja nie ma.
Idzie do Info Turystycznej.
Idealnie umiejscowionej – wejściem – widzisz Wieżę – itd. itd. – co najpiękniejsze w Mieście. Najpiękniejsze – niech będzie – w całym Mieście.
Parę schodków do góry – Info Turtystyczna.
Jedno z najpiękniejszych Miejsc. Popatrz – przed siebie, wokół.

– Dzień dobry – przepraszam – czy mógłbym coś zostawić Andrzejowi Krawczykowi? – Wyciąga książkę zapakowaną w kopertę. – Książka – nie bomba.

– Okay. Dobrze.

– A Pana skądś kojarzę. Widziałem Pana w Między Słowami.

– Bardzo prawdopodobne.

– A Pan może też pisze?

– Tak.

– Poezja, proza?

– Proza.

– A może Pan jest kimś znanym, a ja Pana nie znam. Jak się Pan nazywa?

-Niewiadomski.

– Niewiadomski? – Facet wysoki, porządnej postury. Dopiero teraz widać – wstał zza biurka-kontuaru. – Może Andrzej Niewiadomski?

– Nie, nie ten.

– A może syn Pana Niewiadomskiego, plastyka? Uczył mnie w szkole podstawowej.

– Nie, też nie. Nie.

– A może chciałby Pan moją książkę? – Zawsze stara się mieć 3-4 egz luźne w plecaku. Właśnie na takie sytuacje.

– A wie Pan – chętnie.

Wyciąga z plecaka.

– Z dedykacją, proszę.

Pisze dedykacje. Jeszcze rzuca okiem – czy aby się nie machnął – z czymś dziwnym.

– Proszę. Mam nadzieję, że się spodoba. Bardzo dziękuję.
On też dziękuje. Wygląda na to, że od razu bierze się za lekturę.
Po zrobieniu kółeczka na Starówce – wracając – wchodzi do Info Turyst.

– Udało się coś przeczytać? – Pyta z nadzieją, pozytywnej odpowiedzi. Minęła raptem niecała godzina – ale ma nadzieję – na choć kilka słów o książce.

– Zacząłem.

– I jak? Może być?

– Ciekawa.

Idzie – sobie – robi – kółeczko – po Starówce.
Gdzie najpierw? W lewo – Między Słowami. W prawo – Czechowicz / SPP?

Niech będzie SPP – tylko chwila – zostawić.
Schody na górę – człowiek – kuśtyka.
Choć już nie bolą podczas chodzenia – czuje obrzęk-opuchliznę pod kolanem – i schody i nawet zdejmowanie skarpetek – się wie – że noga nie w porządku.
– Dzień dobry – wchodzi – wie, że z niego kawał chłopa – no ale – ten strach w oczach kobiety – to już przesada. Ani tam nie poszedł namawiać – ani agitować – ani się kochać – więc po co ten strach w oczach?
– Dzień dobry – lepiej jeszcze raz. – Przyszedłem zostawić swoją książkę. Czy można?
Pani potakuje głową.
– A kto teraz Prezesem? – Odpowiada. Próbuje zażartować i też pokazać, że się zna. – A – no tak – oni trzej się zmieniają – co jakiś czas – który ma więcej czasu i możliwości.
Pani nic nie mówi – choć oczy jej się uśmiechnęły.
– Zostawię, dobrze? – Nie protestuje. Zostawia.
Schodzi po tych schodach. Być może jeszcze – e niemożliwe – z czasów Czechowicza. Choć takie schody mają coś w sobie – być może jest w nich jakiś Pinokio albo Skrzypczyk wielce zdolny.

Wychodzi – najpierw w korytarz – po czym w Złotą.

Tak sobie myśli – jakby to ładnie było – III ideały – jest po prostu Dobrym człowiekiem – Prawdę Prawdziwie pisze – i Pięknie fotografuje?
Jakby to było ładnie?

Nie zachodzi do Dominikanów. W domu się modli. Po co zaraz zawracać głowę sobą – skoro jest tylu potrzebujących. Tylu potrzebujących upewnienia się w sobie – wewnętrznie – że są przy Bogu. On nie potrzebuje tej pewności.
Co oczy widzą – to myśl ogarnia – a serce płonie lub drży z zimna.

Kieruje się w stronę Rynku.
Na rogu Mandragora – po drugiej stronie – jakieś inne – Naleśnikarnia Zadora.
Oj on lubi naleśniki – Atena także. Mama im smaży co jakiś czas – w niedziele.

Idzie wprost przed siebie – nie ogląda się na boki.
Wchodzi w Bramę Rybną.
Idzie Rybną.
Wchodzi w Plac Rybny – o kurwa – jak tu brzydko.

Wraca – idzie do Między Słowami.
– Są jakieś nowe płytki? – Ma oczywiście na myśli – lubelskie projekty, rzeczy i wynalazki.
W gablotce.
Jurakiewicz&Jarząbek – ma kilka. Jakiś OpenSource – też z Jarkiem Jurkiewiczem – bierze. Przygląda się dłużej jakimś szantom – nie za bardzo. Coś klezmerskiego – bierze – bodajże NeoKlez. Marcin Kruk – jedną ma – z tą twarzą skupioną – całkiem okay – choć po pierwszym przesłuchaniu – średniawo – przy kolejnych dużo lepiej. Freenology (z Jarkiem Jurkiewiczem) – ma.

– Jarek mi pisał z Krakowa – że to i to – mówi do Pani – chce się pokazać, zaprezentować – nie jak sroka spod ogona. – To i to proszę.
Wylicza. Płaci.
W Hecy też płytki takie – choć dużo mniejszy wybór.
Nie wie czemu – ale Między Słowami – przypomina mu – jakiś rodzaj wnętrza klasztoru.
W Hecy zdecydowanie więcej światła – w kolorach jasności.
Między Słowami – może – jakaś wiekowa biblioteka – może jakiegoś Manna albo Kafki. Tak. O, tak! Między Słowami – przypomina mu – nie wyobraża – jedną ze scen z „Procesu” – mieszkanie Adwokata. Oh, shit – tak. Mieszkanie Adwokata.
A Heca – co mu przypomina? Wyobraża raczej.
Jakby kościec – który zapełnia się żywym ciałem ludzi – tam bywających, przychodzących, powiązanych. Może tak. Taki może domek. Kościec – belki ścian, podłóg, dachu? Otwarty – w środku. Na ludzi?
Wychodzi i sobie chodzi.