Dlaczego – do Kurwy Nędzy – nie wezmą pieniędzy – z Unii – na pewno jakiś projekt, dwa – i mogliby coś z tym zrobić.
No – fakt – jak słyszał – niektóre kamienice w całym Centrum – nawet te zadbane w miarę na Narutowicza – mają papiery – jeszcze przed-wojenne – nie Miasta-Nas – i trochę strach cokolwiek zrobić – no ale do Kurwy Nędzy – zróbcie coś do cholery. Czy czekacie na jakiś program TV – tak zwany interwencyjny – i dopiero jak cała Polska zobaczy co jest – dosłownie – w linii prostej – 300 metrów od Placu po Farze – dopiero wtedy? Zróbcie coś z tym – do Kurwy Nędzy. Ludzie.

Za plecami – z tyłu – Rybna – jest (okay?).
Wzdłuż jednej i drugiej ściany – kamienic – do Rynku – instytucje, restauracje, kawiarnie (choćby Między Słowami) – czym bliżej Rynku – bardziej po ludzku – ale to nadal nie – Magia – Brama Rybna.

Warto – dla własnej odrazy jednak – zajrzeć przez bramy w podwórka Rybnej – wcale rewelacji nie ma – a wręcz źle – przyjrzeć się drzwiom, oknom. Któż tam żyje? Choć może w środku – mają dywany ze stu złotówek – to jednak – jak można żyć w takim miejscu?
Coś ich podejrzewa – jakieś czarne magie – wysysają krew ludzką z tych kamienic, ulic, podwórek – i żyją. Chcą tak – to żyją.
Wstyd.

Po prawej Placu – dolepiają budyneczek całkiem nowoczesny – dużo szkła do istniejącej kamienicy starej – kamienicy przy przejściu Ku Farze – stara, ale całkiem ładna – i dobrze się trzyma. Kiedyś na parterze – jakieś knajpy, restauracje – Cztery Pokoje czy coś takiego? – były i pewnie inne. Jakoś wtedy – był w tych Pokojach – pamięta – Plac Rybny zadbany – jakoś tętnił życiem – młodych ludzi. I w którąś z Nocy Kultury – rzeźby z lodu – schodami Zaułku masę ludzi schodziło-wchodziło. Cóżesz się teraz stało?
Uliczka Ku Farze – miejsce wielce wybitnie lubiane przez fotografów – i chyba całkiem słusznie.
Można tam skomponować – całkiem ładny kadr – z uwypukleniem detali – które to mogą posłużyć przedstawieniu – symbolicznemu.
Choćby – Dominikanin – w swej pelerynie – idzie tym przesmykiem – jak ciasną bramą – w stronę – szczeliny-światła – na końcu – choć to nie koniec – nad nim jakaś latarnia świeci – czuwa. I tak dalej, i tak dalej.
Aktualnie Plac Rybny nie nadaje się do żadnego fotografowania.
Chyba, że do filmu – katastroficznego.

Albo inaczej – róbcie zdjęcia – róbcie – wstawiajcie je na portale – też ogólnopolskie – róbcie – wstawiajcie.

Choć – Prawda – stań w centrum Placu – zwróć oczy i obiektyw – w stronę Zamku – a zdjęcia wyjdą bardzo Dobre i Piękne.
Bardziej – zdolny i doświadczony fotograf – mógłby z tego widoczku – światło, chmury i inne elementy – zrobić parę – genialnych zdjęć. I może nawet – nawet zdjęcie-zdjęcia życia.

Stoi na Łokietka.
Przypomina sobie – że za komuchny – tutaj spore rondo. Zawsze zadbane w miesiące ciepłe – nasadzone kwiatami – krzewami, ale drobnymi – i być może nawet – w napis – 44 lat PRL.
Dziś – Plac sam w sobie dość duży, choć niezbyt – miejsce – spotkań – demonstracji – wystaw – kadrów fotografów – lub po prostu przelot – z pracy, uczelni – na PKS do domu – lub po prostu – jak Pan Bóg przykazał – spacerów letnich, niedzielnych, świątecznych – Noc Kultury – dni Miasta Kultury – jarmarków, festynów, festiwali – jaki plac Ratuszowy powinien Być i ku czemu Służyć. Słusznie.

Stoi twarzą do fasady – facjaty – Bramy Krakowskiej.
Po obu stronach – mur obronny – z kamienic.
Ładnie – to fajnie – wrasta w siebie – tworząc ciekawą przestrzeń – ułożenie przestrzenne – połączone ze sobą.
Tak jakby z Bramą wszyscy murem.
Bo to Nasza Jest Brama – Brama Naszego Miasta.

Z twarzą św. Matki Boskiej – nad wejściem na Starówkę – w stronę Koziej – Placu Wolności – Po-Wizytek – niż w Krakowskie Przedmieście – które dalej prosto – jak w przestrzał – do Warszawskiej – i kiedyś prosto na Warszawę.
Przyjemniej sobie pomyśleć – że jednak Lublin – Krakowski – a nie Warszawski.

Choć desant Lubelaków – po studiach, rodzinę założyć, a tu pracy nie ma – w Warszawie jest taki – że na każdej imprezie – w każdej knajpie – z jednej czy drugiej strony baru – w każdej firmie, pracy – gdziekolwiek na łonie przyrody i natury wypoczynku – w restauracji – choćby tej w bryle budynku Biblioteki Narodowej (lub Uniwersyteckiej?) – ale od strony Wisły – od strony Centrum Kopernik – narożny lokal – pizzeria – ale prawdziwie, że włoska – nie z nazwy – taką jak zawsze – jak się jest w Warszawie – chorizzo, boczek włoski, szynka włoska, ananas, ser wędzony – i oliwę pikantną i z czosnkiem – zawsze znajdziesz-spotkasz rodaka-lubelaka. A obok pizzeri – świetna włoska lodziarnia – i wybór – i na kilka sposobów.
Nie napomykając o bodajże – Międzynarodowe Centrum Kultury – przy samej Wiśle – wybór książek po angielsku – tak cieszy oko i myśl – jak suszy i opróżnia – konto.
Ale warto. Warto.

Do Krakowa – też warto. Zawsze warto.

Przechodzi – na drugą stronę.

Przed sobą Brama. Wokół Bramy plac spotkań – randkowiczów.
Byle człowiek – z pozoru nawet całkowicie niepozorny – byle dziewczyna – z pozoru.
Wszyscy chcą seksu.

Choćby z ciekawości. I sprawdzenia się.
Jeśli nie z potrzeby i sygnałów ciała.

Po lewej – Gruzini – ze swoimi bułkami.
Całkiem dobre, ich tradycyjne jedzenie.
Jednak Ci – tutaj – bracia bliźniacy – Giga i Gaga – nawet brody mają identycznie wystrzyżone – mniejszy wybór – niż na Narutowicza – vis-a-vise Konopnickiej.
Smak podobny – to ich tradycyjne – wypieki, bułki.
Ceny podobne.
Jednak Giga i Gaga – mniejszy wybór.
Na Narutowicza – i kurczak na ostro – wołowina z pomidorkami – szynka z serem – mini pizze – też słodkie.
Giga i Gaga – mniejszy wybór.
A na ścianach – u nich – obrazy – raczej przedruki – podpisane Kikodze – pyta – żona pewnie maluje – odpowiadają nie – to nasz dziadek.
Obrazy jakby w stylu modernistycznym – przypominające Paryż – knajpki, kobiety w suknie takie odziane – mężczyźni z wąsem i papierosem – stoliki kawiarniane. Bardzo modernistyczne – choć na historii sztuki zna się tyle – co wcale.
Jedno uderza – każdy z nas myśli – czym dalej na Wschód – tym gorzej – biedniej – prymitywnie – a tu nie. Te obrazy – być może z lat 20-30 – są tak zwykłe – zwykłe życiem codziennym – jakiegoś Paryża dzielnicy artystycznej – trochę ludzie i miejsca wyglądają – na Bohemiaste – wyglądają – no właśnie – na zwykłe, normalne i nawet fajniejsze. Nie ma w obrazach – żadnej nuty, fałszywej kreski – kompleksów – nie da się zauważyć – jakiegokolwiek nie fałszu – ale poczucia niższości, gorszości – itd. itd. – niż tu – w naszej – części Europy – już blisko, przez miedzę – z Berlinem, Rzymem, Paryżem, Londynem.
W klimacie – przypominające Witkacego – z nurtu normalnego (?).

– Pani Halynko, jedzie Pani do Odessy, do brata? – pyta Panią fryzjerkę – dużo, dużo – wiele czasu przed lutym 2022.

– Jadę. Ma dom – z widokiem na morze – do plaży 300 metrów.

– Pociągiem? To pewnie ze trzy dni.

– A gdzie tam? Pociągi – to nie to co tutaj – wasze – się ugryzła w język.
Coś w tym może jest. Te ich pociągi – kuszetki sypialniane – saloniki. Tam – to nie to co tu.
Ma rację (?).
U Kikodze – lubi – jedyną rzecz jaką lubi – szczerze – że lubi lubi mu smakuje – a nie, że fajne – takie, że naprawdę smakuje – bułka, bułeczka – w kształcie większej figi, nadziewana dżemem lub powidłami – reszta okay – można zejść, nasycić głód – ale nie ma rewelacji – nie porywają.
Na Narutowicza – jest – rewelacja – no jest – niektóre naprawdę – rewelacja – porywają?
U jednych i u drugich – brakuje – właśnie muzyki – Gruzińskiej – słyszanej w środku.

W tym samym miejscu – dokładnie – dokładnie. Za jego czasów licealnych – był spożywczak – całodobowy bodajże – chodziło się kupować jedno piwo na dwóch może – i Jabłuszko Sandomierskie na czterech – na szczęście – tacy koledzy – że szło się kupować, a nie kraść.
I z trunkami – na Plac po Farze – wtedy jedno klepisko – bez wyciągniętych na wierzch pozostałości fragmentów Fary (św. Michała Archanioła?) – i na punkcie widokowym – nadal jest – może trochę odnowiony – przyjazny bardzie człowiekowi – bo może jakie trunki młodzieży – teraz oczywiście o Niebo i Zamek lepsze – taki taras widokowy. Tam się stało – się siedziało – na murkach – i się spożywało alkohol. Niestety – spożywało – co przy trunku z jabłek sandomierskich (zagłębie sadownicze) – nie jest zbyt dobrą czynnością. Dla mózgu w szczególności.
Ciekawe – że nie przypomina sobie – żeby kiedykolwiek on lub któryś z kolegów – dostali mandat.

Na szczęście – sklep dobrze wyposażony – a jeszcze większe szczęście – że z kolegami szli – kupować – nie kraść.
Dziewczyny? Chyba wolały starszych chłopaków. Wiadomo – jak to zawsze. Z którymi mogłyby pójść – elegancko na piwo do knajpy. Choćby przy dwóch siedzieć – trzy godziny.