I plany – jak soft fiction:
– Lublinianka – wiadomo – jak zawsze
– w Pałacyku – Muzeum Deptaka – a na tyłach – Muzeum lat 80-89
– przez Bramę – w Podwórku – tam gdzie bank, PKO – był – ogromny gmach – dla dzieciaków – Dom Dino – ogromne makiety dinozaurów – piaskownice – z piaskiem, sztucznym, eko – że prać można w pralniach przemysłowych – warsztaty rodzicielskie – Matki warsztaty psychologiczno-kulinarne – Ojcowie – kącik – ekran wielkości ekranu w Bajce – mecze
– Murek – wiadomo – zachować – zwolnić z czynszów – i podatku od nieruchomości (choć znikomy pewnie) – nie stawiać nowoczesnych bud – takie jak są – zachować – jedynie poddać renowacji czy jak to się zwie
– no i po przeciwnej stronie – ten jakby Bar Mleczny – dotować – gdzież teraz zjeść rumsztyk z cebulką – leniwe z masłem – dotować – tak
– Adamy i Ady – już nie ma – jest Apteka – dziewczyna się tak uśmiecha – że aż przeraża – ale tu stworzyć – wraz z rozwojem nauki – punkt cannabis – choć już są – wiadomo – ale tam – stworzyć, założyć – sztandarowy – tzw. jakby Pierwszy – Punkt Zielarski
– u Bogatina – Sąd – nie jego sprawa – choćby jakaś mała prezentacja – początki ‘czegoś tam’ w Polsce – bo przecież nie komercyjności, konsumpcyjności – może wolnego rynku – choć to przecież złe słowo – może słowo określające – jeszcze nie powstało
– w przejściu między Krakowskim a Hipoteczną – gdzie tzw. łóżka polowe – ze starociami – tak – zostawić – pomóc – jakoś to zorganizować – aby tam byli – zorganizować – aby miało przysłowiowo ręce i nogi
– Sąd sądem

– po prawej – całym pasażem – do Wieniawskiej – zorganizowałby – same punkty gastronomiczne – i nie tylko od ulicy – w budynkach – w uliczce do Jasnej – coś na kształt całych kwartałów – skupiających restauracje / knajpy – wszystkich nacji świata – oj pięknie by było – nieprawdaż? Panie „Krzysiu” jr – uczniu Pana Żuka – Miasto czeka – na Pana i To
– narożna kamienica Krakowskiego–Wieniawskiej – a w zasadzie obie (?) – do renowacji – i podświetlenia – piękne kamienice; siedząc w ogródku Hecy – twarzą w kierunku tych kamienic – fotograficznie nawet – z lewej budynek Sądu z tym jednym oknem – co to? – po co? – ostatnia droga ucieczki – po prawej tyły kamienicy od Krakowskiego – nieduża – drobniejsza – dołem chodnik, drzewka, w zależności od punktu patrzenia łóżka polowe staroci – w pomiędzy – centralnie – ta piękna kamienica – rogu Wieniawskiej i Krakowskiego – na górze – stoją jacyś Panowie i pilnują – wszystkiego
– Lipowa – Lipową – dawna Astoria – Galeria – Sztuki – nie Handlowa
– i wejście do Saskiego – budynek Picollo – czy jak to się teraz zwie – i tam – no właśnie – tak – pizza z farszem – identycznym farszem (dwa rodzaje – w czasach vege potrzebne) z Koziołka na Peowiaków – cóż to byłoby za przedsięwzięcie – cały Lublin by o tym mówił – i chodził
i gdzieś tutaj w tych okolicach – koniec Deptaka.
Ależ by było pięknie. Cud.
Bo to i by był Cud – gdyby tak się stało.
Deptak – do głównego wejścia do Saskiego.

A od Saskiego głównego do KULu-Długosza – choć ta ulica w zamierzeniu Długoszewskiego (do Wieniawy).
To już nie na jego nogi.
Pan o tym pomyśl.
Uczniu ucznia Pana Żuka.

Wchodzi w – ładny wręcz – Plac.
Z tyłu ma Litewski – po lewej Europę i ciąg sklepów, sklepików – przed sobą wąskie wejście w Krakowskie – z prawej PeDeT (Państwowe Domy Towarowe) – teraz zwane Galerią Centrum. Fajne miejsce.
Kiedyś – na ostatnim piętrze – pierwszy Empik w Mieście.
Cóż to była ochlaj i wyżerka – gdy na pufach można było sobie usiąść – i poczytać np. Hrabala.
O Panie – nasz Dziki Wschód – jeszcze takiego cuś nie widział.

Za PeDeTem – bodaj – kamienica, w której się wychowywał Czechowicz.
To Miejsce – między PeDeTem a Teatrem?
Można tam wejść – jakby wąską bramą – pomiędzy budynkami – na podwórko. Chyba tam dwie-trzy kamienice. Okropnie – aż straszno. Od samego patrzenia przychodzą ciarki i dreszcze.
To tam było? Tam?
I nie dziwota – że Czechowicz miał stany lękowe – nie tylko z tych jego spotkań spirytystycznych – samo miejsce jego wychowania – przeszywa człowieka strachem.

Podobno w nocy – bał się patrzeć – czy ktoś-coś tam aby obok niego nie chodzi.
Chodził spać – podszyty – strachem.
I to zdanie – jego kumpla – Miłosza:
a jeżeli nie ma podszewki świata
a drozd na gałęzi jest drozdem
na gałęzi
a słowo wypowiedziane jest
słowem wypowiedzianym.
Cóż począć. Cóż począć?

Wchodzi jakby – ciasną bramą w Deptak-Krakowskie – słodko – droga przed nim wąska – ale wydaje się być lekką.

Po prawej – bodaj drugie wejście – od narożnego licząc – Papierniczy.
Prawdziwy.
W środku bardzo ładnie – w starym dobry stylu (też boazerie na ścianach) – acz słusznie minionego systemu.
Plusem tego miejsca – jest – bardzo dobrze zaopatrzony – prawie wszystko potrzebne można kupić na miejscu.
Wejść. W drodze powrotnej.
Nigdy dość – dobrych utensyliów – papierniczo-piśmienniczych.

Idzie Tym Krakowskim – jak nie rzeczką – a wręcz odwrotnie – jakby mostkiem.

Zielona – dawne Cax Mafe.
Rzadko bywał. Ale poznał tam – MŁ (zwana wtedy też – Eloise Ash) – znaną fotografkę (mody) – w Paryżu już paręnaście lat – okładki dużych tytułów – jakieś castingi ma też na Instagramie.
Zdjęcia świetne – kompozycja – człowiek z tłem – skomponowane świetnie.
Gdy się coś jego ukazuje nowego – odzywa się do niej – i nie zawsze się udaje – ale niektóre udaje się jej przesłać do Paryża.

Sklepy, knajpy, restauracje, pijalnie już nie piwa lecz wódki – jakie czasy takie napitki.
Albo raczej – z nudów – i braku oporów przy podrywie.
Zawsze musi być jakiś opór – to czyni człowieka żywym. Choćby wewnętrzny – sztucznie wywołany.
No – jakie czasy – nudne bez oporne w podrywie – takie napitki?

Jakiś striptiz – Królowo, Królowo – tak się chyba mówi.
A każdy chłop – babę swą ma.
Mała fontanna – ze złotą figurą Koziołka – no Kozła. Podrap po bródce – a szczęście Ci dopisze – pisze – do pisania szczęście. To jego życzenie – szczęścia – podrap Kozła po bródce.
I ta fontanna – Kozioł Nasz – jakoś jest podobny do symbolu „KoziegoRynku” – pomyślał tak sobie – i pomyślał, że to może ucieszy – Jakuba i resztę (Konfraterni? – (nie)formalnej grupy skupionej wokół Pisma/Portalu. Nie blaguje nic – choć sprawić radość chce – a jak Bóg świadkiem – i szczerze – chciałby się związać – z Kozim Rynkiem – bo Kozi(ego) Rynek to prawie jak Dom własny Miasto – na stałe, na wiele lat.
Czy został zrozumiany? Czy był rozumiany? Pytanie – końca?
Rogate – Kozie – ego – To – Nasze Lubelskie?