Wysłał na adres ogólny (wzmianka w „A”). Do Jarka Wacha (rówieśnicy – pamięta go pewnie).
Do Pana Waldemara Michalskiego.
Do Pana Łukasza Marcińczaka – którego to uważa za genialnego humanistę – a książki – II tomy Rozmów – i „Kamienie pachnące…” – uważa za genialne.
Jednak – mija tę bramę – w której zresztą głębi pozował Czechowicz – kultowe zdjęcie.

Idzie w dół.
Tuż przed Bramą Grodzką – wchodzi w drzwi po pra- wej – Hades.
Zawsze zanosi coś swojego świeżego – Państwu C.
U nich to – jeszcze w starym CK-u – miał swoje pierwsze spotkanie autorskie.
A i Pani C. poratowała go pewną kwotą – na wydanie debiutanckiej książki – „poeci i dorożkarze”. Nic wtedy nie wiedział o literaturze – a i tak – jak? – Dunin-Wąsowicz napisał o nim w „Lampie”.

Znów czuje to czucie – patrzenie – popatrzenie – schemat życia się powtarza nieuchwytnie. Jak u Wojtka Dunin-Kozickiego w Hecy.

Z tą debiutancką książką są niezłe jaja.

Nic wtedy nie wiedział o literaturze – jego pisanie było jak jak?
A już wtedy – przy debiutanckiej książce – Paweł Dunin- Wąsowicz napisał o niej recenzję w „Lampie”.
Co było później – co było później? – chyba nikt nie może być prorokiem w swoim własnym Mieście.

Zostawia książkę.
-Dziękuję.
-Dziękujemy. Wraca pod górę.
Andrzej stoi – jak zawsze. Wchodzi do Antykwariatu.
Mogę zostawić?
Ale nie za pieniądze, nie w zastaw.
Nie no – pewnie – oczywiście. Niech leżą na półeczkach – może ktoś znajdzie, dojrzy, zobaczy, itd. – i sobie weźmie. Trzy egzemplarze.
-Okay. Tak to okay.
-Do widzenia.
-Do zobaczenia.

Idzie w stronę Bramy.

Zerka w lewo – w tą uliczkę z murem – a nad, wysoko – góruje Kogucik – Wieża Trynitarska.

Wchodzi w Bramę – między jednym a drugim przedsionkiem. Jak między Jednym życiem a Drugim. Między życiem Artystycznym a Codziennym. I tak jak te dwa Światy – tak i te Dwa przedsionki są złączone.
Brama Krakowska jak Serce? Teleportuje się na Plac Wolności.
Stoi en face do fasady Liceum Unii (Lubelskiej).
Po obu stronach głównego wejścia – wiersze. Z lewej bodajże Krynickiego „…choćbyście unicestwili – kamie- nie… będą pamiętać” i wiersz Świetlickiego „…jestem w brzuchu wieloryba i czuję, że jestem trawiony” – który to zresztą jest absolwentem Unii – w czym nie ma żadnego zdziwienia, bo Unia to liceum typowo humanistyczne (chyba też Sempołowska na Czwartku, obok Biskupiaka). Ta wódka i Tygodnik Powszechny to Świetlickiego uratowały – bo Kraków na rękach i nogach heroiną stoi. Świetlicki chodził do Unii w latach 70., ale jeszcze w latach 60. Unia była liceum tylko żeńskim, tak jak liceum tylko męskim był Zamoy. I nawet chodzą słuchy po mieście – że Panie z Unii zapraszały Panów z Zamoya – na wieczorki taneczne – i vice versa – Panowie z Zamoya zapraszali Panie z Unii. Taki podział na tylko – męskie / żeńskie – był chyba jeszcze w latach 60. – na początku?

A w Zamoyu – jeszcze w drugiej połowie lat 90. – uczył fizyki i był chyba przez pewien czas dyrektorem – Pan Miernowski – który to jest synem Pana Miernowskiego – bliskiego kolegi Czechowicza. Jest nawet takie kultowe zdjęcie – oczywiście przedwojenne, no przecież – może z połowy lat 30. – gdy pod Pocztą Główną – ręka w rękę pod rękę – idą właśnie Czechowicz, Pan Miernowski (ojciec) i jakaś kobieta.
Pan Miernowski (syn) – fizyki chyba uczył – i był też chyba dyrektorem przez jakiś czas. Oczywiście Zamoya. Jego Ojciec też miał coś wspólnego z Zamoyem.
Dobra szkoła – miłe wspomnienia.