Do miejsca – pomiędzy Krakowskim a Hipoteczną. Do miejsca – gdzie jest to przejście łączące Krakowskie i Hipoteczną.

-Dzień dobry, Panie Wojtku.
-Dzień dobry. – Stoi twarzą do kontuaru, może 0,5 metra. Przekręca głowę w prawo, i wyżej niż sięga jego głowa.

-Panie Wojtku, coś ciekawego, nowego? A tak w ogóle, się już znamy tyle. Don Kichot.
-Wojtek. – Zrobili żółwika, bo z tym podawaniem rąk teraz to jest różnie.
– Wojtku, już? Już jest?
-Jeszcze chwila.
-Czekaj, a co to masz ciekawego?
-Eddie Haj. Warto.
– Wiem, wiem, mam to już od Ciebie, stąd. Fajne, takie inne – nie łupanka bluesowo-rockowa. A, to to?
-Magda Kuraś. Ale mówię od razu, że drogo.
-A ile? 50 zł? Może coś zejdziesz?
-Okay, ale gotówką.
-Ja ją kojarzę – chyba miała ostatnio koncert w Radiu Lublin. Fajne muzycznie – to pianinko – i tekstowo – wokalnie świetne.
-A znasz Free? To znaczy Freenology?
-Tak, tak. Mam nawet kontakt z Panem Jarkiem. Fajne. Trochę fusion. Trochę jazz. Trochę progresja. Mam od Ciebie tych parę płytek. Bo i Tatvamasi, i Seksja Denta.
Trochę jeszcze pogadali.

-Dobra, na razie Wojtku. Lecę dalej.
-Na razie.

Otwiera już drzwi, przysłowiowo stoi w drzwiach.

-A wiesz? – Dodaje Wojtek. – Te Twoje książki to trzy- mam trochę w innym miejscu. Coś mi się zdaje, że za 10 lat będą sporo warte.
Don Kichot vel Prometeusz wychodzi. Myśli – myśli – wie, że musi pomyśleć – szuka – wniosków – z rozmowy – za 10 lat – gdzieś już był ten schemat.

– Dzięki. – Zamyka drzwi za sobą. O tych słowach będzie jeszcze myślał, analizował – cały dzień.

Dochodzi do Hipotecznej.
W ciągu sklepów piekarnia. Mają tam super – jakby pizzerinki – z różnymi farszami. Naprawdę dobre.
Dochodzi do Hipotecznej – rzuca okiem na Przychodnię i teleportuje się.

Stoi w środku Bramy Krakowskiej.
Nie ma dużo czasu – trzeba jechać po Atenę do przedszkola.
Stoi w środku Bramy Krakowskiej. Miejsce, w którym się wszystko zaczyna.
Miejsce, w którym się wszystko zaczyna – a nic nie kończy.
Działa to na zasadzie – Ty wciskasz start – i to wszystko – nie masz żadnego wpływu ani na stop, ani na pauzę.

Szuka Andrzeja – jest. Wiadomo – jego obrazy.
Kiedyś przez wiele lat stał w Bramie – teraz kawałek dalej – bliżej i po tej samej stronie co Czarcia Łapa.
Cześć, pewnie nie czytałeś?
Nie – nie było jak, czasu – ale dedykacja piękna. – Powiada od lat.
Zostawia mu jeden egzemplarz najnowszej. Rzuca okiem na przeciwną stronę – Antykwariat. Kiedy będzie wracać.

Z Rynku skręca przez Bramę Rybną. Idzie do Między Słowami. W ogóle tam nie chodzi – ale pomyślał, że ze trzy egzemplarze zostawi.
Czy można?
Można. To jakoś płatne?
Nie. Nie. Jako lektura wolna do kawy.
Okay. Dzięki. Wraca na Grodzką.
Zastanawia się, czy wejść na górę – stromymi jak cholera – ostatnie piętro – schodami.
Może nie.