Idzie Konopnicką w stronę Narutowicza – drugie pół – to pełne – a nie puste.
Do Chińczyka na rogu.
Kurduple chińskie – musi kupować XXXL – a nie jak zawsze i wszędzie XXL.
XXL lepiej wygląda dla oczu niż XXXL.
Jest fatalne ciśnienie – przed południem piękne słońce – po południu zachmurzenie duże. Musi wypić coś moc- niejszego.
Przechodzi przez Konopnicką – przez jezdnię na zebrze.
Nie patrzy – nawet nie rzuca okiem – w kierunku w głąb Konopnickiej. Nie chce, żeby mu ciśnienie skoczyło przypadkowo – przypadkowo zobaczy którąś z Jego Pań idącą na przykład do Mięsnego. Tego Mięsnego – Tego – po schodkach w dół – prawie na rogu z Narutowicza.
Po lewej zegarmistrz.
Dwóch gości i jeden na zapleczu.
Z tych dwóch – jeden młodszy, mocno narwany – drugi starszy, uprzejmy – i uprzejmie Cię proszę, Zbysiu, uspokój się – nie ma po co się denerwować.
Na zapleczu – ale widać spod kontuaru – raczej młody chłopak – z problemami ze wzrokiem – ekran ustawiony na co najmniej 250% powiększenia.
Przystanek. Narutowicza–Konopnicka.
Ale ciśnienie – musi coś mocniejszego wypić.
Po prawej mija Środkową – ? – nigdy nie pamięta, która jest która – Środkowa, Wschodnia, Zachodnia – ta to chyba jednak Zachodnia.
Superkadr fotograficzny.
Uliczka schodzi lekko, a później bardziej w dół – w stronę Dolnej Panny Marii.
Po obu stronach kamienice i ten budynek biurowy, urzędowy po lewej.
Na samym końcu – u wylotu – kamienica – a ponad nią górujące Bronowice i chyba okolice Fabrycznej.
Nie, stąd nie widać – tego Wielkiego Znicza-Pomnika – na Majdanku.
Po lewej mija jakieś sklepy, kwiaciarnię – ech, przecież kwiaciarnia to też sklep – z kwiatami. Musi wypić coś mocniejszego. To ciśnienie dzisiaj to go wepchnie pod samochód, jak mu się światła przy jezdni zebrze pomylą.
Kamienica z jakimś wydziałem Urzędu Miasta.
Dawny tzw. Bidul – teraz – już – parę lat trwało – budy- nek Prokuratury.
Wielkie Brawa za stworzenie Wiosek Dziecięcych.
Dochodzi do narożnika. Po prawej przez bramę – Szewcy. Właściciel ma rękę do mediów. Kiedyś w jakiejś prywatnej
TV – w Radiu Centrum ( jakiś chłopak miał autorską audycję i raz w tygodniu realizował godzinny program – rozmowa z różnymi zawodami – m.in. on Szewc, jakaś lekarka, facet, co to miał pralnie publiczne, czapkarz pewnie z Zamojskiej, Pani, co parasole reperowała, gdzieś na Lubartowskiej bliżej Czwartku, krawcowa to klasyka – nie ma sensu wspominać) – i chyba, gdzieś jeszcze w jakichś mediach. Rękę ma do nich. A i z czasem nauczył się kaletnictwa – jak ten starszy Pan – no z 80 na pewno – zamknął swój punkt – na Środkowej? No i kluczy dorabianie i baterii wymienianie. No i punkt w Leclercu. No i żona jak trzeba pomaga. Dobra żona.
No mają łeb na karku – fach w rękach – i zryw do zarabiania (pracowitość się znaczy).
-Cześć Michaś, dzisiaj coś mocniejszego.
-Na potrójnym taką jak zawsze czy na podwójnym i w mniejszej szklance?
– Wiesz, co? Kurcze. No nie wiem. A Ty co myślisz?
-Ja – na podwójnym espresso w mniejszej szklance, z mlekiem, bez wody, jak zawsze.
-Dobra Michaś. Niech tak będzie i się stanie. Jest coś mocniejszego.
Nuci sobie w głowie jakąś taką piosenkę. Czeka na kawę. Czeka.
Zaraz otworzy ogień – jak nie dostanie kawy. Idzie zapalić.
Wraca. Kawa na niego czeka. W tym samym miejscu co zawsze – gdzie siedzi.
Wypija – wychyla pół naraz – czeka – odczekuje, aż kawa zacznie działać.
Działa. Zaczyna działać. Resztę pije, pociąga ze szklanki na spokojnie, przy rozmowie.
Coś pogadali. Coś się pośmiali. Coś poważnego ukuli.